TEATRALIZACJA
Tych sześć woluminów to teatr narodowy, który wyreżyserowali ludzie jako autorzy i aktorzy ich własnego dramatu. Dlatego Marian Brandys dedykował swą książkę: „Panu Profesorowi Adamowi Ferensowi, który nauczył mnie widzieć w historii przede wszystkim ludzi”. Nie mechanizmy, me bezosobową machinę, nie nieubłagane prawa, nie żelazne konieczności… Mówienie o teatralizacji dziejów w Końcu świata szwoleżerów nie jest bynajmniej jakimś nadużyciem interpretacyjnym. Epoka Królestwa Kongresowego — wraz z napoleońskim dziedzictwem, z wielkim księciem Konstantym i jego paradami wojskowymi na placu Saskim, ze spiskowcami i policjantami, z Sądem Sejmowym, z walką klasyków z romantykami, wreszcie z nocą listopadową i powstaniem — wydaje się wyjątkowo wprost wewnętrznie steatralizowana. Takie widzenie epoki dzieli Marian Brandys z licznymi pamiętnikarzami, historiografami (z Askenazym na czele), a również oczywiście i z Wyspiańskim. Nic dziwnego, że motto i inicjalne cytaty do III tomu Końca świata szwoleżerów pt. Rewolucya w Warszawie zostały zaczerpnięte właśnie z Nocy listopadowej Wyspiańskiego. Obserwujemy tu wszędzie wielostopniowość teatralizacji: dzieje steatralizowane jakby „same w sobie”, bo ludzie muszą w nich grać jak w teatrze (zaraz wyjaśnię dlaczego), są jeszcze dodatkowo teatralizowane przez pisarzy. I jest to w moim pojęciu jak najtrafniejsza artykulacja: ta osobliwie wzmocniona teatralność daje rzeczywiście odczuć malowniczy, nieraz operowy, napoleońsko-romantyczny teatr historii pierwszego trzydziestolecia XIX wieku.